Moja koleżanka
skomentowała ciszę na blogu i fb słowami: „pachnie lenistwem”. Cóż, tak to
właśnie może wyglądać…
W
rzeczywistości sprawy mają się dokładnie na odwrót, tylko brak mi czasu na robienie zdjęć i sklecenie kilku słów, żeby pochwalić się światu i koleżankom
;)
A
uskuteczniałam zajęcia wszelakie z wyjątkiem przędzenia. Nasajmpierw pokażę co
wynikło z drutingu. Nadchodzi zima i prace idą pełną parą do przodu :)
Jesienny
niekompletny komplecik w kolorach naturalnych
Wiosną
pofarbowałam naturalnie 5 motków wełny (do obejrzenia tutaj). Od razu
założyłam, że zostaną one wykorzystane w tym samym projekcie. I oto on:
czapka+szyjogrzej.
Czapka
powstała według wzoru Wurm Kathariny Nopp, a szyjogrzej jest jego wariacją. Czapka ma
podwójny brzeg – to świetne rozwiązanie, brzeg jest gęsty i nawet gdy mocno
wieje nie jest przewiewny i zatoki pozostają bezpieczne ;) Szyjogrzej jest
spory – ma jakieś 235 cm w obwodzie, co wystarczy aby owinąć się nim trzy
razy.
W planach
mam jeszcze rękawiczki do kompletu. Ale czy powstaną? Któż to wie? ;)
A to ja, matka w pędzie, podczas pozorowanych prac ogrodniczych w jesiennym niekompletnym kompleciku.
To już nawet
nie fristajl, czyli jagody w malinach
W tak zwanym
międzyczasie (czyli w czasie dodatkowych treningów Wojtasa) uprzędziona wełna
czarnogłówki, którą już po farbowaniu pokazywałam tutaj, zamieniła się cudownym
sposobem w chustę. Zamiana ta odbyła się bardzo spontanicznie, bez
wykorzystania żadnego konkretnego wzoru/projektu, jak również bez większego
planu co do wyglądu całości. Co orzeszek pod kopułką pomyślał, to rąsie zrobiły
;) Skutkiem jest niezmierzona liczba błędów i niedoróbek. Ale… ale… jest to
chyba pierwsza rzecz, którą wydziergałam bez korzystania z gotowca. Szumnie
nazwijmy: autorska ;P
Zrobienie
tej mocno niedorobionej chusty było bardzo cenną lekcją. W końcu uczymy się na
WŁASNYCH błędach.
Szaliczek
Wojtusia (w toku)
Kiedy
szukałam pomysłu na przerobienie farbowanki Wojtusia na szaliczek Wojtusia,
wpadłam na brioszkę. W tempie ekspresowym dofarbowałam kilka kolejnych motków,
podszlifowałam podstawy teoretyczne i szaliczek jest „w trakcie”, a jeśli
wystarczy włóczki to powstanie jeszcze czapeczka.
Bardzo mi
się ten sposób podoba, choć jest bardziej pracochłonny – każdy rząd przerabiany
jest dwa razy (dwoma kolorami). Niewątpliwą zaletą jest fakt, że tak udziana
dzianina jest bardzo mięsista i miękka, a więc powinna być również ciepła.
To nie koniec dziewiarskich wyczynów. Powstały jeszcze dwa udziergi, ale z tej
racji, że ich projektantką jest jedna osoba, one również pojawią się razem w
osobnym wpisie.
A tymczasem
idę progresować szaliczek Wojtusia, bo robi się coraz chłodniej…
No, no, rzeczywiście niezła synchronizacja blogowa :) Wszystkie udziergi świetne, a komplet numer jeden to mistrzostwo - pięknie Tobie w nim.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Usuń