No, może niekoniecznie aż mistrza, ale wykazałam znaczący postęp w
drutowaniu skarpetek. Co oznacza w praktyce, że mogę je już zrobić wyrabiając
palce i piętę rzędami skróconymi bez patrzenia w opis, do tego obie
jednocześnie.
Tak więc, mili Państwo, trening, trening i jeszcze raz trening. Chcąc
opanować jakąkolwiek umiejętność trzeba ją powtarzać aż do znudzenia. Przy czym
ważne jest, żeby trenować zarówno umysł, jak i ciało. Bo jedno bez drugiego… no
cóż ;)
I nie, robienie skarpetek absolutnie mi się jeszcze nie znudziło,
wręcz przeciwnie, mam mnóstwo pomysłów, tylko jak zwykle czasu nie wystarcza.
Do tej pory powstały:
Skarpety nr 1 dla Najlepszego Instruktora (zwracamy uwagę na Kota,
dokonującego obioru prac)
Skarpety nr 2 dla Najlepszego Instruktora. Tak, paski są różne :)
Skarpety dla Innego Instruktora, Też Dobrego
Skarpety dla Najmłodszego Dziecka. Na szczęście nigdzie ich nie posieje, bo zakłada jedynie na noc do spania :)
Skarpety dla Pani, która świetnie gotuje i kocha to robić, i nie raz
uratowała nasze marne jestestwa przed zejściem z głodu.
Skarpety dla pędzącej matki, żeby nie było, że szewc bez butów… są w trakcie. Ale ostatnio wolne wieczory spędzam przy krośnie, więc nie jest pewne, kiedy matczyne skarpety dokończę.