Przyznam, że do chodniczków mam pewną słabość. To od nich
właśnie zaczęłam swoją przygodę z tkactwem. W domu zawsze się przydadzą.
Pies ma się na czym położyć. Nie ma szoku termicznego przy wychodzeniu z wanny.
Materiał jest łatwo dostępny i w miarę tani. Można bez zbytnich wyrzutów
sumienia zagospodarować nienoszone ubrania/pościel/inne materiały; nic się nie
marnuje. Dywaniki tka się szybko, a osnuwanie krosna nie jest udręką. Można
prać je w pralce. No same zalety mają ;)
Jako wątku używam tkanin typu prześcieradła lub poszwy na
kołdrę (lumpki są istnym zagłębiem fajnych materiałów) albo koszulek
bawełnianych. Te pierwsze mają tą zaletę, że nie pylą przy cięciu i tkaniu,
pocięte paski są długie a materiał nieelastyczny. Jeśli upolujemy poszwę w
ciekawych kolorach mamy już gotowe zestawienie na dywanik. Wadą – choć może nie
dla wszystkich – jest to, że w gotowej tkaninie jest dużo sterczących niteczek
(mnie osobiście nieco to denerwuje). Z koszulek bawełnianych uzyskamy zwykle
krótsze paski (choć nie zawsze - jeśli koszulka nie ma bocznych szwów to można
uzyskać długi pasek dzianiny), a przy cięciu i tkaniu nieźle się pyli. Paski są
elastyczne, co jest zaletą, bo jeśli je pociągniemy za końce to ładnie się
zwiną w rulonik, oraz wadą, bo trzeba pilnować brzegów przy tkaniu. Koszulki
występują we wszystkich kolorach tęczy, a nawet więcej. Trzeba tylko
zwrócić uwagę czy lewa strona koszulki jest w takim samym kolorze jak prawa ;)
Drobne aplikacje na koszulkach moim zdaniem nie przeszkadzają, unikam jedynie
dużych „naprasowanek”.
Ostatnio namiętnie tkam dywaniki z koszulek bawełnianych. Oto pierwszych dziewięć. Kolejne w drodze ;)
 |
Chaber. |
 |
Konwalia. |
 |
Lawenda. |
 |
Szare :) |