Często bywa
tak, że długo zbieramy się do jakiegoś działania, a czas ten jest całkiem
nieadekwatny do czasu rzeczywistego wykonania danej czynności. Tak jest choćby w
przypadku publikowania nowych wpisów na blogu ;)
Tym razem
powyższy przypadek dotyczył farbowania, a zasadniczo przefarbowania - aż dwóch
rzeczy ;) W sumie to trzech, bo w skład zestawu wchodziła para skarpetek. Decyzja o
przefarbowaniu, jego sposobie i kolorach, zapadła już dawno; przekładane z kąta
w kąt rzeczy do przefarbowania zaczęły mnie już denerwować. Bo ile można
patrzeć na własne wpadki :)
Udzierg
To efekt
bardzo nieudanego eksperymentu farbiarskiego. Jak na złość był to pierwszy i
jak dotąd jedyny płatny wzór, który zakupiłam (nie licząc wzorów z książek i
czasopism). Cienka włóczka, cienkie druty, masa machania… Na szczęście niektóre
błędy da radę choć częściowo naprawić.
Po
przefarbowaniu nitka wygląda całkiem, całkiem zachęcająco :)
Wcześniej wyglądało to tak:
Skarpetki
Zrobiłam je
niemal rok temu z naturalnie farbowanego motka Trekkinga Zitrona. Kolory –
brązy z orzecha włoskiego i niebieskości z aronii były w sumie nawet do
zaakceptowania, ale mimo wszystko nie do końca byłam do nich przekonana. Wybór
padł na czerwienie.
Tak wyglądały przed farbowaniem:
Tak wyglądały przed farbowaniem:
Przy
okazji przekonałam się, że skarpetki do roztworu barwiącego należy wkładać
raczej razem, nie osobno. Chyba, że chcemy uzyskać różne odcienie ;)
Cała akcja
przebiegła szybko i sprawnie. Zajęła godzinę – łącznie z przygotowaniem kuchni
i całkowitym jej posprzątaniem po zakończeniu farbowania. Farbowanie nie jest
wcale tak czasochłonne i nie wymaga nie wiadomo jakiego wysiłku
organizacyjnego. Grunt to dobra organizacja i pewność, co z czym i jak chcemy
zrobić :)
Piękne to farbowanie , u mnie ostatnio kolory naturalne. Skarpeciochy świetne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń