Wpis miał
powstać z początkiem wakacji. Miał być o tym, jak to wspaniale, że owe wakacje
się rozpoczynają. O tym, jakie niosą ze sobą nadzieje – oczywiście ogromne ;) -
więcej czasu, więcej chęci, dłuższe dni… Dzieci w zmiennej konfiguracji
personalnej, ale jednak w domu. Czyli posprzątane, obiad na stole, czasem nawet
ciasto, i w ogóle. Nic, tylko prząść, tkać, farbować i robić na drutach. I to
wszystko naraz!
Jednak jak
zwykle Życie wespół w zespół z Panią Śmiercią miały własny pomysł. Jak to
mówią: chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach.
Ale do
rzeczy. Tempo chwytania się za kolejne aktywności przeraża mnie samą i graniczy
już z chorobą. Tym razem - głównie z konieczności, ale trochę (?) również z własnej
woli, zapaliłam się do tematów wnętrzarskich oraz odnawiania mebli. Tak się Życie
potoczyło, że muszę doprowadzić do stanu używalności spore i solidnie zagracone
mieszkanie. Byłoby NIECO łatwiej,
gdybym miała na ten cel nieograniczone, a przynajmniej spore, środki finansowe.
A tak pozostaje przede wszystkim zakasanie rękawów…
Na pierwszy
ogień (pierwsze koty?) poszedł stary, naprawdę wzbudzający litość, stołek z
przedpokoju. Niewielki, z szeroko rozstawionymi nogami i okropnie brudnym,
poprzecieranym obiciem… Ale… nogi i ramę wykonano z drewna dębowego. Stołek
pamiętał pewnie lata 80, a może nawet i 70. Przez wiele lat służył za coś w
rodzaju budy dla psa – pod nim pies miał swoje legowisko. Z tej racji nogi
stołka były niesamowicie brudne. Wierzcie, zasłużył na lifting, naprawdę.
Drewno
zostało porządnie wyszorowane gąbką z wodą i środkiem myjącym. Brud zszedł, a dębowe
nogi i rama ukazały piękny rysunek słojów. Dlatego nie pokrywałam ich żadną
farbą czy bejcą (choć kusiło, oj kusiło), tylko pozostały surowe.
Stołkowi
chciałam dodać małego pazura. Na obicie wybrałam utkaną przez
siebie tkaninę - fuksjowy dywanik w diamenty, z (nieśmiertelnej) bawełny
Aniluxu, z całkiem ładnymi frędzlami. Tak prezentował się w marcu 2014 r. na krośnie.
Materiał i gąbka zostały wymienione przez
tapicera. Najlepszy może nie był, ale i tak znał się na obijaniu stołków lepiej
niż ja ;)
Odnowiony
stołek prezentuje się całkiem przyzwoicie. Trafi z powrotem na miejsce, z
którego został zabrany, a tymczasem przechodzi u nas w domu fazę testów.
A teraz seria zdjęć udowadniająca stwierdzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;)
W kolejce
czekają następne ofiary mojego liftingowego pędu: trzy kuchenne stołki, szafka
oraz mega zadanie: segment złożony z kilku szaf.
Ten ciągły rozwój osobisty bywa męczący, naprawdę ;)
Cudeńko Ci wyszło:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Chłopcy chwalą, że wygodny ;)
Usuństołek wygląda świetnie! myślę, że wszystkie "ofiary Twojego pędu do liftingu" na pewno będą wdzięczne za danie im drugiego życia :)
OdpowiedzUsuńPo prostu szkoda mi tych mebli. Nie są może najpiękniejsze, ale w przyzwoitym stanie "technicznym". No naprawdę nie lubię jak coś się marnuje ;)
UsuńJasna zadyma, ja też takie coś chcę zrobić! Wspaniały efekt!
OdpowiedzUsuńUczę się od najlepszych ;P Ciągle mam w pamięci Twoją narzutę na łóżko :)
Usuń