Jedna czwarta roku minęła jak z bicza strzelił. Dawno o
niczym nie pisałam, więc to chyba właściwy moment na małe podsumowanie
minionych trzech miesięcy. Oprócz tego, co już wcześniej pokazałam na blogu,
powstało kilka innych rzeczy. To trochę jak z piosenkami B-sides: nie są na
tyle dobre, żeby pojawić się na pierwszych stronach, ale można je zebrać razem
i opublikować, a czasami nawet komuś się podobają ;)
A więc w minionym kwartale:
Się zatkało
Dywanik
dla Koleżanki
Koleżanka oczekiwania miała sprecyzowane –
dywanik musiał być niebieski. Chciałam, żeby był taki… taki… ładny. W trakcie
tkania prułam go trzy razy, ale wersja końcowa dalej mnie nie satysfakcjonuje.
Niemniej jednak spełnił oczekiwania Koleżanki.
Dywanik
w romby (oczywiście znowu dywanik)
Byłam z siebie bardzo dumna podczas pracy
nad nim. Ten zestaw kolorów, fajny wzór, kilka koszulek mniej w szafie… Po
zdjęciu z krosna okazało się, że jeden z białobeżowych pasków jest wyraźnie
węższy. Cóż, dwa przerzuty wątku mniej i wyszła chała.
Się uprzędło
Brązowa
alpaka: 846 gramów w 779 metrach
Przyjmijmy, że to mleczna czekolada. Szczerze
mówiąc ten kolor mnie nie porwał, przerobić ją jednak trzeba było. Przebrałam,
wyprałam, wyschło, zgręplowałam i uprzędłam. Pierwsze dwa motki zdecydowanie za
grubo. Resztę w miarę przyzwoicie. Popełniłam za to inny błąd: motki nie są
wyrównane pod względem jakości (rodzaju włosa). Dwa są mięciutkie i leciutkie
(jak na alpakę przystało), kilka średnich, a trzy wyraźnie ostrzejsze i
sztywniejsze. Tak to jest jak się źle wymiesza surowiec, grępluje i przędzie partiami.
Się działo
Matczyna
beretka
W roli modela słoik z suszonymi jabłkami |
Po 40 latach latania po tym świecie bez
czapki bez konsekwencji zdrowotnych (serio, do niedawna nie miałam ani jednej
czapki), tej zimy przyplątały się kłopoty z zatokami. Chciał czy nie, trzeba
było zorganizować coś na głowę. Niestety nie jestem w stanie kupić żadnej
czapki w sklepie. Albo skład nie ten, albo nic mi się nie podoba. Jak już
znajdę taką, która jest i ładna, i szlachetna w składzie, to dochodzę do
wniosku, że taką to mogę sobie sama zrobić. I na tym temat się kończy. Ze
swetrami mam dokładnie tak samo. Aczkolwiek kilka posiadam :D
Matczyna beretka powstała z własnoręcznie uprzędzionej wełny wrzosówki, świniarki i alpaki, wg wzoru Ogiku. Autorska, kolorowa wersja
Ogiku wygląda fantastycznie, moja jest zdecydowanie skromniejsza. No i trochę
za duża ;) W każdym razie potwierdzam to, co napisała autorka wzoru. Nie trzeba
mieć „tête à chapeaux”, żeby dobrze w niej wyglądać.
Mini
Jagódka
To mniejsza wersja owieczki Jagódki
zrobiona z niej samej. Wzór Dropsowy, w wersji autorskiej wygląda o niebo
lepiej. Ale i tak mi się podoba. Zamieszkała u Właścicielki owieczek.
Liście
lecą z drzew
Z Niszy wygarnęłam motek ślicznego Samarkanda
Holst Garn’a. Długo myślałam co z nim zrobić. Wybór padł na Fionę Dropsa. Wzór
nie jest mocno skomplikowany i wbrew pozorom robi się go bardzo przyjemnie i
sprawnie. Niestety motek był tylko jeden, wzór włóczkożerny i tym sposobem
stoję dokładnie w połowie roboty.
Niedoszłe
niebieskie ananasy
Zaczęłam w sierpniu 2014 r., zrobiłam może do
połowy. W odróżnieniu od liści wspomnianych powyżej, ten wzór to dla mnie
kompletna porażka. Żeby była jasność: sam w sobie jest fantastyczny, a efekt
końcowy robi wrażenie. Jednak ja go nie ogarnęłam. Nie dość, że oczek od licha
i trochę, to zagęszczenie błędów, które popełniłam przekroczyło wszelkie
dopuszczalne normy. Sprułam. I tyle. W marcu – po ponad półrocznym dojrzewaniu
do tematu. Własnoręcznie uprzędziona i farbowana aronią włóczka pójdzie na coś
innego.
A na koniec drobny akcent barankowy lub jak kto woli - świąteczny :)
Kupione na kiermaszu, wykonane przez uczestników terapii zajęciowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie dla spamu.
To moje podwórko.