niedziela, 28 lutego 2016

Unfinished Objects…


Przez ostatnie kilka tygodni prowadzę kilka "projektów" jednocześnie, a oczywistym skutkiem jest to, że wszystkie one są w różnym stopniu zaawansowania (rozgrzebania?). To znaczy nic nie jest skończone i w związku z tym nie nadaje się do pokazania.
O proszę, udało mi się nawet zrobić tematyczne zagajenie ;) Dziś bowiem nadszedł czas na mały rachunek sumienia. Dotyczący UFOków. Rzeczy niedokończonych, zalegających w różnych mniej lub bardziej oczywistych schowkach. Znajdujących się w twórczej próżni. Zajmujących druty i żyłki. Miejsce. Działających na nerwy...


Poncho z alpaki

Uprzędy z podarowanej alpaki zostały już dawno dumnie zaprezentowane na fb. W sieci znalazłam zdjęcie czegoś, co bardzo mi się spodobało. Alpaka w kolorze wypłowiałego lwa dostała do pary BFLa w kolorze oatmeal i sprawa wydawała się oczywista. Poncho robiło się szybciutko i przyjemnie. Do czasu, kiedy zorientowałam się, że raczej nie wystarczy na nie włóczki. Tym sposobem temat umarł śmiercią naturalną. Udzierg w znacznym stopniu zaawansowania leży w koszyku stającym w reprezentacyjnym miejscu w salonie (a co!), niekiedy trochę go pomiziam przemyśliwując co dalej. Stan ten trwa niezmiennie od … no, już prawie dwa lata?


Szal w liście

Pokazywałam go prawie rok temu (klik). I od tego momentu nic się nie zmieniło. Obiecany motek nie dotarł, a mnie jakoś brakowało zacięcia, żeby go dokupić. Spoczywa razem z alpaką w koszyku. Od ponad roku, bo zaczęłam go robić w ubiegłoroczne ferie.


Sweter Pana Męża


To UFOk wyjątkowy, bo nawet nie zaczęty. Nieustająco, od kilku lat w planach. Ale kiedyś ten dzień nadejdzie. Uwaga: Pan na zdjęciu to nie Pan Mąż tylko Pan z Gazetki ;) Hmmm, gwoli ścisłości to w sumie zrobiłam czapkę. Ale Pan Mąż jej nie nosi, bo twierdzi, że jest "zbyt przewiewna".



Sweterek z Oliwii

Napaliłam się na niego strasznie, nie bacząc na jakość włóczki. Skrzypienie podczas dziergania skutecznie mnie zniechęciło do zakończenia tematu. No i wyszedł jakiś taki nie bardzo. Nawet sfotografować go mi się nie chciało... Przepraszam, ale naprawdę nic ciekawego.



Morris

O tak! Morris! To hasło-klucz znają moje koleżanki i pół rodziny. Chodzi o Dzięcioła Williama Morrisa. Haft znaczy. Krzyżykowy.


Morris jest niekwestionowanym królem moich UFOków i rządzi od lat (czterech? pięciu?). Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to:

Cała nadzieja w tym, że dociągnę jakoś do emerytury i pożyję jeszcze kilka lat. Dzieci dostaną go w spadku jako dzieło (niemal) całego życia ;D Zalega w ławie w kuchni. A tak serio: to uwielbiam go i cały czas budzi mój zachwyt. I naprawdę cały czas mam nadzieję, że kiedyś go dokończę.

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie i pozdrawiam. Temat UFO-ków jest wielki jak morze u mnie ich też całe pudło i nadzieja , że je skończę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam i cieszę się, że do mnie zaglądasz :)

    OdpowiedzUsuń

Nie dla spamu.
To moje podwórko.

Lepiej późno niż później

Haaaloooo? Zagląda tu ktoś jeszcze? Przerwa w blogowaniu była całkiem zacna, ale wygląda na to, że już się skończyła ;) To lecimy :D  ...